Etykiety

czwartek, 8 czerwca 2017

Wakacyjne wspomnienia Zenona Rogali: Zły duch

archiwum pisarza
Najważniejsze, że nas jako przedstawicieli młodzieży, wpuszczali na salę bez biletów. Bilety na taką imprezę były bardzo drogie i na pewno nie stać by nas było na taki niedzielny wydatek. Każdy wolałby za te pieniądze kupić sobie, albo lody u Chodubskiego, albo  ciastka do wyboru, bo napis nad ladą informował „każde ciastko dwa złote”. W dodatku wszystkie wyroby u niego były najlepsze w mieście, więc nie byłoby kłopotów z wydaniem pieniędzy.
Po prostu dzisiaj mój najlepszy kolega Kaziu Lasota, niespodziewanie zapowiedział, że tuż po kościele pójdziemy na Jeleniogórską, bo tam czekają, jak co niedzielę, nie lada atrakcje. Kaziu zaczął uczestniczyć w tych atrakcjach począwszy od poprzedniej niedzieli, a te niedzielne nie lada atrakcje, to walki bokserskie w sali Miejskiego Domu Kultury.
- Nie pożałujesz, chłopie, ja byłem w poprzednią niedzielę, to mówię ci, chłopie, że do ostatniej walki nie było wiadomo kto wygra. Nasi „Włókniarze” chłopie, pokonali „Górników” w ostatniej walce. A  nasz pięściarz wagi ciężkiej, chłopie, Henio Randzio znokautował przeciwnika już w pierwszej rundzie. Warto było zobaczyć taka walkę, chłopie, - Kaziu był trochę mniejszy ode mnie, ale relacja z walki i pokaz gestów jakimi Randzio powalił na deski przeciwnika sprawiły, że nabierałem do niego respektu. A przerywnik „chłopie” dodawał powagi całej relacji i czułem się dzięki niemu dowartościowany.
Ene
Kwadrat na podwyższeniu, ograniczony potrójnymi linami, stał na środku i było to jedyne oświetlone miejsce na sali. Podejście tuż przed ring nie gwarantowało dobrej widoczności, bo krawędź podwyższenia sięgała naszych nosów. Natomiast z końca sali zagwarantowany był jedynie widok pleców rozwrzeszczanej widowni szczelnie otaczającej ring. Miejsc siedzących  było niewiele i chyba były tylko dla najważniejszych. Samo wejście bez biletu było i tak wielkim sukcesem, więc brakiem miejsca nie przejmowaliśmy się wcale. Kaziu jako bywalec na arenie bokserskiej miał upatrzony świetny punkt widowiskowy. Zasunięte kotary skrywały również grzejniki umieszczone pod oknami. Kaziu stał tam ostatnio, więc zamierzaliśmy zdobyć te kaloryfery, skąd  widoczność będzie pierwsza klasa.
Sędzia ringowy, to ten, który jako trzeci ma prawo przebywać na terenie  udeptanej ziemi walczących pięściarzy. Ubrany był całkiem na biało. Biała koszula koniecznie z długimi rękawami, włożona do białych spodni przepasanych ciemnym paskiem. Pod szyją ciemna muszka, że to niby elegancja Francja. Sędzia ringowy, w tym białym stroju i w muszce pod szyją, wyglądał dość komicznie, bo skakał obok zawodników jakby mata na podłodze była bardzo gorąca i on nie mógł przez to ustać w jednym miejscu. Podskakiwał więc wokół zawodników, a niekiedy wykonywał gwałtowne zwroty, uniki, popisowe ominięcia, również podskakujących zawodników i ani na chwilę nie spuszczał z nich wzroku. Chodziło o to, żeby w każdym momencie walki, krótką,  głośną komendą – break - zmusić poskręcanych ze sobą zawodników do krótkiej przerwy. Każde przewinienie dotyczące przekroczenia zasad walki, było natychmiast tłumaczone zawodnikom przez sędziego w jego sędziowsko - pięściarskim języku migowym, który pięściarze świetnie rozumieli.
Due
Kiedy miał pretensje do któregoś ze zwaśnionych pięściarzy, pokazał na swojej głowie czoło, to znaczyło, że ten zbytnio pochyla swoją głowę, lub jeśli któryś uderzył przeciwnika w tył głowy, co nie jest zgodne z zasadami walki, wówczas sędzia pokazywał ręką na tył swojej głowy. Wtedy ten napomniany opuszczał ciężkie ręce wzdłuż ciała i na znak, że zrozumiał upomnienie i że nie będzie już więcej tego robił, skłaniał pokornie w kierunku sędziego swoją spoconą głowę. Może chciał, aby sędzia, kiedy będzie wydawał werdykt o zwycięstwie, zapamiętał go jako zawodnika dobrze ułożonego i posłusznego i aby to jego rękę podniósł do góry po walce.
- Cała walka trwa, chłopie, trzy rundy, każda runda trwa trzy minuty, możesz, chłopie, wygrać na punkty, jeśli zbierzesz więcej trafnych uderzeń niż, chłopie, twój przeciwnik. Możesz też wygrać przed czasem, chłopie, ale musisz unieszkodliwić przeciwnika trwale i wyeliminować go z walki przez nokaut. Jak, chłopie, facet leży na deskach i nie podniesie się w czasie dziesięciu sekund, które sędzia wylicza mu, chłopie, przed nieprzytomnymi oczami, wygraną masz, chłopie, pewną – Kaziu udzielał mi wstępnej instrukcji zasad walki, podczas naszej wspólnej  wspinaczki po stromych zboczach kaloryferów. Kiedy wreszcie zdobyliśmy wierzchołki i zacząłem utrzymywać równowagę na szczytach kaloryfera, walki już trwały. Było to widać po podskakujących na ringu trzech facetach, co było słychać, po wrzawie jaka towarzyszyła każdej akcji na oświetlonym  i ogrodzonym linami kwadracie, oraz co było czuć, po dusznym powietrzu przepełniającym nie wietrzoną salę, ostrym ludzkim pocie, tumanie kurzu spod nóg, wznoszonym przez  skaczących po ringu. Odgłos ciosów zadawanych skórzanymi rękawicami przebijał się przez wrzaski widowni. Po chwilowej przerwie rozpoczęła się ostatnia walka decydująca o zwycięstwie, walka  w wadze ciężkiej, nasz „Włókniarski” Henio Randzio i jakiś tam „Górnik”.
Rike
Sala szalała. Od początku widać było wyraźnie, że sędzia chce, żeby nasz Randzio koniecznie przegrał. O byle co zwracał mu uwagę. A to, że idzie do przodu głową, a to, że specjalnie trzyma przeciwnika, żeby mógł sobie w tym czasie trochę odpocząć, a to znowu, że nasz pięściarz uderza przeciwnika poniżej pasa.
O, tego już było za wiele. Cała, caluteńka sala przejrzałą zamiary tego stronniczego sędziego i jak na zawołanie zaczęła wrzeszczeć zgodnie:
- Sędzia zły duch, sędzia zły duch … - nie za bardzo wiedziałem co znaczy to zaklęcie, ale skoro wszyscy tak krzyczeli, to ja nie chciałem być gorszy i krzyczałem  najgłośniej jak tylko mogłem,
– Sędzia zły duch, sędzia zły duch …
Chciałem przez to moje zaangażowanie gardłowe pokazać Kaziowi, że nie żałuję, że dałem się namówić na takie atrakcje niedzielne, że jestem mu wdzięczny za ten bezpłatny kurs boksu, bo być może pokaz prawdziwej walki pomoże mi pokonać nawet Sagana, największego rozbójnika w naszej klasie. który nie wiadomo dlaczego coraz częściej chciał bić się  ze mną po szkole. 
Spotkał mnie jednak srogi zawód. Musiał zaistnieć jakiś poważny powód, bo Kaziu zeskoczył na podłogę i krótkim gestem polecił mi zrobić to samo. Jeszcze będąc na szczycie zorientowałem się, że coś mu widocznie nie pasuje, że jakoś moje wrzaski nie przypadły mu całkiem do jego gustu. Całkiem nieświadomy powagi sytuacji poszedłem w jego ślady. Kaziu wyszedł z sali przed końcem walki, ja za nim. A już po wyjściu z sali, kiedy jeszcze oczy z ciemności nie przestawiły się na światło słoneczne, Kaziu zatrzymał się nagle i złapał mnie za klapy nieistniejącej marynarki:
- Nie, sędzia zły duch, chłopie, tylko sędzia z ringu … sędzia z ringu…idioto, chłopie…

1 komentarz: